Egipt. Skate raport

środa, 18 stycznia 2012

Takie grande finale, podsumowanie i w ogóle. Nazwiedzaliśmy się, potargowaliśmy, pozalegaliśmy w cieniu piramid i byliśmy na cmentarzu dla zwierzaków z czasów faraonów (mumii ryjówki nie było, ale widzieliśmy mumię ryby w muzeum). W lekkim szoku kulturowym, spowodowanym totalnych chaosem ulicznym i dzielnie tłumacząc  każdej zaczepiającej nas osobie, że nie chcemy nic kupić, spróbowaliśmy też sprawdzić co Egipt ma do zaoferowania 4 kółkom i kawałkowi kanadyjskiego klonu i generalnie to nie jest tam źle.

Oto kilka rzeczy, które można zrobić mając deskę w Egipcie.

1) Pociosać za ciężarówką po zatłoczonych ulicach Kairu

2) Zajarać deską mini kairczyków

3) Zrelaksować się pod piramidami po dobrym downhillu wgłąb pustyni


4) Pośmigać sobie po Aleksandrii, w której nie oszczędzano na marmurowych miejscówkach


5) Jeździć po półwyspie Synaj, szukając obiadu




Jak na pierwszy trip do kraju faraonów może być, choć pozostaje pewien niedosyt, który postaramy się nadrobić, a jak nadrobimy to damy znać. o!

kolorowość

czwartek, 12 stycznia 2012

Egipt tak generalnie jest raczej brudnoszarośmieciowy, ale są miejsca gdzie nadrabia kolorami. Np na wybrzeżu Morza Czerwonego. Z tą nazwą to w ogóle jakieś lekkie nieporozumienie, bo tak mniej więcej od 0,5 m pod powierzchnią jest nie tylko czerwono, ale też niebiesko, zielono, żółto, fioletowo, biało, pomarańczowo itp. Co prawda nasz aparat nie jest jeszcze tak fajny by to pokazać, ale nadrobimy następnym razem.

Siedzimy sobie w Dahabie, chyba najlepszej miejscówce na końcówkę tripu. Sziszka, ognisko, bro, pełnia księżyca, urodziny jednego z lokalesów, nurkowańsko i w ogóle czill generalny. Jest spoko.

sziszka

ognisko

pełnia dahabska

czill generalny
Dahab nocny



Foodcore Egypt

Byłoby trochę bez sensu gdybyśmy nie sprawdzili co ciekawego w egipskich garach się kryje co nie? Za nic mając legendy o różnych żołądkowych fikołkach znajomych, sprawdziliśmy kilka ekskluzywnych restauracji, mniej ekskluzywnych restauracji, czegoś czego stanowczo nie można nazwać restauracjami i sporo mobilnych wózków z szamą. Choć niestety, wizje kebaba większego niż na Centralnym w Warszawie szybko legły w gruzach (dziwne trochę, ale taka prawda), to i tak trafiliśmy na nieco wypasów, które w rankingu prezentują się mniej więcej tak:

6. kusheri - narodowy fast food - szczyt wyrafinowania
toto nie jest, ryż zmieszany z makaronem, cieciorką.
cebulą i sosem pomidorowym, ale o 1 w nocy daje radę.



5. Marls favorite - średnio egipskie, ale spoko
4. klasyka śniadaniowa - foul, czyli pasta z fasoli, bakłażan i kiszona rzepa.

3. morskie stwory!

2. lokalny kawulec z kardamonem - mistrz opcja


1. Falafle (a.k.a tameeja) - bezsprzeczny faworyt tripu

Nuweiba ghost town

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Skuszeni wizjami mega chilloutu, opisywanymi przez Aliego i bandę, a także biorąc pod uwagę nieubłagany finisz naszego tripu, postanowiliśmy sprawdzić co ciekawego oferuje Nuweiba, "perła zatoki Aqaba", "my own paradise" i w ogóle. No i w sumie to nie oferuje niczego. Nie tylko niczego ciekawego, ale niczego w ogóle. Serio. Wioska, choć widokowo kozacka, wygląda jakby została w tempie szybkim opuszczona, po drodze w połowie zrujnowana, a Ci nieliczni, którzy odważyli się zostać, koczują i liczą, że ktoś (np. taki ktoś jak my) pojawi się tam i zostawi nieco funciaków.

Szkoda trochę. No ale mieliśmy fachowego beach huta!

bicz hut

bicz hut czill ałt

stópki


stwór morski

plener

lokalny monciak

laski na mieście

Monciak 2

weri czip miss, weri najs neklejs, skarf tu weri najs

takie duże koty po śmietnikach grasują
ziom skorupiak

stacyjka

środek niczego

le palma


Poniedziałki są ciężkie...



:)

Kair - podejście drugie

niedziela, 8 stycznia 2012

Aleksandria w porównaniu z Kairem to takie marzenie emeryta. Cisza, spokój, biblioteka, kawulec nad brzegiem Morza Śródziemnego - trochę nuda. Postanowiliśmy więc raz jeszcze zaatakować stolicę, tym razem od lokalnej strony. Z pomocą przyszedł Ahmed, Ahmed i Ali (taki w sumie A-Team), z którymi przez 2 dni bujaliśmy się po mieście. Sporo się działo, szczególnie pierwszego wieczora, gdy wytoczyliśmy skitrane na specjalną okazje polskie dobra. Niewielkie bariery kulturowe szybko załatwiliśmy żubrówką, przy której omówiliśmy tematy różnorodne - począwszy od parówek, przez Lecha Wałęsę i jego wpływu na historię, aż po egipską rewolucję 25 stycznia.

Do tego Marl zyskała stopień mistrza targowania osiągając 1000% discount, zgubiliśmy się 2 razy, obejrzeliśmy 2 mecze egipskiej ligi piłki nożnej (są lepsi od nas chyba) i poznaliśmy dalsze losy Fiata 126p (ktoś wiedział, że w Egipcie ewoluował on aż do modelu 131)?

centrum handlowe

podwójny Ahmed i Adam

Ahmed i Ali

Ahmed solo

Nil poranny
Nil wieczorny

127 sport


Trochę sobie popatrzyliśmy na Nil. Jeśli jeszcze żyją tam jakieś krokodyle i żywią się tym co pływa w rzece, to chyba nawet Gozilla nie ma z nimi szans. Żadnych. Najmniejszych.

Pełna kulturka - Aleksandria

czwartek, 5 stycznia 2012

Przebywanie dłużej niż tydzień w Kairze grozi poważnymi chorobami płuc, a także lekkim zdebileniem, wywołanym ciągłym odpowiadaniem na pytania w stylu "were are ju from? - Poland - Holand?", "dzien dobry, dobzie dobzie,łona kom intu maj szop?", "łont baj piramids? ten poudns - weri czip", "perfumes for honejmoon mister?" i tym podobnym, zadawanym z przerażającą częstotliwością. Postanowiliśmy uciec od tego wszystkiego i nieco się rozwinąć kulturalnie - a do tego najlepsza wydawała się Aleksandria, kulturalna stolica Egiptu, słynąca m.in. z biblioteki Aleksandryjskiej.

Pierwsze wrażenie po 3 godzinnej podróży jest mniej więcej takie jak przyjazd z Gdańska Głównego do Gdyni Śródmieście. Dla niewtajemniczonych - jest spokojniej, jest mniej turystycznie, stanowczo bardziej nowocześnie i do tego jest plaża w samym centrum. Nikt nie namawia nas tu do zakupów, nikt nie wciska na siłę plastikowego sfinksa i ogólnie można się nieco zrelaksować (nie za bardzo, ale można).
W bonusie - mamy widok z okna na cytadelę, stojącą na ruinach słynnej latarni morskiej, a 500 metrów dalej, samą bibliotekę Aleksandryjską. Oczywiście nie tą oryginalną, którą  założono w 300 p.n.e. i  jakiś czas później spaloną z powodów różnych, lecz nowoczesny budynek oddany do użytku dopiero kilka lat temu. Z autopsji widać, że studenciaki (a tych jest tu sporo) na całym świecie zachowują się tak samo i kilka przecznic dookoła biblioteki zajmują praktycznie same punkty ksero, cieszące się całkiem sporym obłożeniem.

 Siedzimy tu drugi dzion (i nic nie skserowaliśmy!). Kręcimy się tu i tam i podglądamy co w okolicy dzieje się ciekawego. Wspomniana już cytadela prezentuje się zacnie (to chyba główne miejsce randek w całym mieście) biblioteka jeszcze ciekawiej (choć mniej romantiko), gdzieniegdzie można znaleźć ślady streetartowej twórczości ściennej (choć dominują raczej grafiki związane z zeszłorocznymi zamieszkami) a do tego wszystkiego można tu było w spokoju pociosać na desce.


bibliotecznie
prawie kalifornia

białe-kozaczki.eg

Zamczysko całkiem spoko

laski na mieście
streetart lokalny
Fishermans friend